Czarna epoka stalinizmu
„Przesłuchanie” Ryszarda Bugajskiego to jeszcze jeden film historyczno-publicystyczny, który narodził się wkrótkim okresie większej swobody politycznej itwórczej za czasów legalnej „Solidarności”. Choć opisuje wydarzenia dziejące się wczasach stalinizmu, tak naprawdę jest próbą uchwycenia natury totalitarnego reżimu komunistycznego. Nie mogąc (w obliczu cenzury) pozwolić sobie na bezpośredni komentarz rzeczywistości, reżyser —podobnie jak Andrzej Wajda w„Człowieku zmarmuru” —wybrał manewr „ucieczki wprzeszłość”. Film Bugajskiego został zresztą ukończony już po wprowadzeniu stanu wojennego —odwołanie do stalinowskich metod sądowych nagle stało się jeszcze bardziej znaczące ido pewnego stopnia bardziej aktualne niż wcześniej. Nie dziwne też, że dzieło, jako tzw. półkownik, musiało przeleżeć na cenzorskiej półce aż do 13 grudnia 1989 r.: do ósmej rocznicy wprowadzenia stanu wojennego.
Jeśli bezpośrednio po zakończeniu II wojny światowej władze komunistyczne, instalowane wPolsce zbezwględną pomocą Sowietów, starały się pokazać przed ogółem społeczeństwa ludzkie iprzyjazne oblicze, tak nie miały litości wobec realnych przeciwników politycznych: zarówno legalnej opozycji (głównie skupionej wPolskim Stronnictwie Ludowym Stanisława Mikołajczyka), jak iukrywających się wlasach żołnierzy wyklętych, którzy postanowili walczyć zdrugą okupacją (tak postrzegali komunizm) zbronią wręku. Dochodziło do skrytobójczych morderstw działaczy PSL. Z„leśnymi” toczono potyczki zbrojne (zginęło wnich ok. 10 tysięcy partyzantów) albo też mamiono ukrywających się rzekomymi amnestiami, które były tylko wstępem do aresztowań.
Z czasem, od końca lat 40., terror osiągnął masowe rozmiary istał się wpełni stalinowski. Nie chodziło już owykrycie realnych wrogów. Systemowa polityka represji przekształciła się wwalkę ze społeczeństwem. Terror bywał ślepy —nie raz wystarczał absurdalny nawet zarzut, by trafić do więzienia iprzejść okrutne tortury. Wtej upiornej loterii każdy mógł zostać „wrogiem ludu”, „sabotażystą” czy „szpiegiem”. Tak jak bohaterka „Przesłuchania”. No bo jeśli można aresztować nawet Władysława Gomułkę, to znaczy, że można uwięzić każdego.
Brutalnie traktowani więźniowie tracili zdrowie, nierzadko umierali zwycieńczenia. Innych skazywano na długie lata za wydumane przewiny. Procesy miały albo kapturowy charakter, zfinałem wpostaci strzału wtył głowy tuż po ogłoszeniu wyroku, albo pokazowy, nagłaśniany przez reżimowe media iwykorzystywany do celów propagandowych. Między tymi skrajnościami odnaleźć można całą gamę rozwiązań pośrednich. Oblicza się, że po 1945 r. co najmniej 5tysięcy osób zosało skazanych na karę śmierci, aco najmniej 25 tysięcy zostało zamordowanych waresztach, obozach iwięzieniach. Wsamym 1950 r. wcelach tkwiło ok. 30 tysięcy więźniów politycznych. Władze wykorzystywały nie tylko wymiar „sprawiedliwości”: przez obozy pracy przymusowej wlatach 1947–1956 przewinęło się aż 200 tysięcy osób.
Zbrodnie te realizował zespół instytucji istruktur partyjno-państwowych, określanych zbiorczo jako aparat represji, działający poprzez warszawską centralę ijednostki terenowe. Wjego skład wchodziło przede wszystkim Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego (funkcjonujące wlatach 1945–1954) ipodległy mu Urząd Bezpieczeństwa, atakże m.in. Milicja Obywatelska, służba więzienna, instytucje wymiaru sprawiedliwości, jak również struktury wojskowe (np. Informacja Wojska Polskiego czy II Oddział Sztabu Generalnego WP).
Antonina Dziwisz, grana przez Krystynę Jandę, na początku nie chce uwierzyć, że oto została aresztowana. Nie zdaje sobie sprawy, że została wciągnięta wzupełnie nową dla siebie rzeczywistość —świat totalitaryzmu. Podobnie jak Józef K. z„Procesu” Kafki dopiero stopniowo zaczyna nabierać fatalistycznego przekonania, że zsytuacji, wktórej się znalazła, praktycznie nie ma powrotu. Bo nawet ostateczne opuszczenie murów więziennych nie może naprawić zła, które się dokonało.
Opis wewnętrznej ewolucji bohaterki to zadanie dla filmoznawców. Warto jednak zauważyć, że początkowe sceny zjej udziałem wcale nie kreują Antoniny na postać jednoznacznie pozytywną ibez skazy. To kobieta wyzwolona, lubiąca dobrą zabawę, ale też zazdrosna ofiara nieszczęśliwej miłości. Stanowi do pewnego stopnia relikt dawnej, przedwojennej epoki; wodewilowa artystka, która nagle —na skutek absurdalnego posądzenia owspółudział wszpiegowskiej działalności —brutalnie zderza się zdiametralnie inną, powojenną rzeczywistością komunizmu. Kaci (a iniektóry więźniowie) iofiara funkcjonują wzupełnie innych światach, między którymi nie ma porozumienia izrozumienia. Ito zderzenie reżyser ujął bardzo dobrze. Mało wiarygodny historycznie jest za to romans Antoniny zoficerem Tadeuszem Morawskim, gra go Adama Ferency, atakże jego wewnętrzna przemiana. Przepaść między obiema stronami była zbyt duża. Oile ofiary stalinowskich przesłuchań rzadko kiedy opuszczały więzienne mury (jeśli wogóle) takie same, jakimi były wcześniej, otyle ich oprawcy raczej wewnętrznie nie przeobrażali się.
W filmie zostały jednak ukazane więzienne praktyki iformy przesłuchań, jakie rzeczywiście wtych czasach wykorzystywano. Co więcej, wrzeczywistości mogły być one jeszcze bardziej drastyczne niż to, co zdecydował się pokazać reżyser. Powstał wręcz specyficzny żargon, którym określano wymyślne tortury aplikowane więźniom. Warto pokazać parę przykładów wformie minisłowniczka, co pozwoli unaocznić drastyczne cierpienia niewinnych najczęściej ludzi:
- „baletnica” —bicie cienkim prętem czy wyciorem po piętach ipalcach stóp;
- „dywan” —kopanie, przyduszanie ofiary zawiniętej wdywan (co pozwalało uniknąć widocznych śladów tortur);
- „kajdanki amerykańskie” —długorwałe, silne uciski powodujące napływ krwi do dłoni, co mogło prowadzić do wypływu krwi spod paznokci;
- „kobyłka Andersa” —zmuszanie do siedzenia odbytem na odwróconej nodze krzesła;
- „konwejer” —wielogodzinne przesłuchanie prowadzone przez funkcjonariuszy zmieniających się co kilka godzin;
- „rękawica” —wkładanie między palce rąk prętów czy podobnych przedmiotów iściskanie dłoni, co powodowało złamania;
- „stójka” —zmuszanie rozebranej do naga ofiary do stania przed otwartym oknem, niekiedy wceli wypełnionej wodą ifekaliami, przez kilka lub kilkanaście nocy, nierzadko wzimowe noce.
Do tego należałoby dodać „zwykłe” bicie, wyrywanie paznokci, przypalanie… Maltretowanie fizyczne łączono zpsychicznym. Przeludnione cele albo pojedyncze nory, głodzenie albo fatalne pożywienie, ciągłe apele ipozbawienie snu, samobójcze myśli iniepewność jutra —miało to swój aspekt fizyczny ipsychiczny. Starano się obciążać więźniów również podstępem. Do cel zbiorowych wprowadzano tzw. agentów celnych, którzy, wkradając się właski współwięzniów, wydobywali od nich różne informacje. Potem referowali je pracownikom Urzędu Bezpieczeństwa. Nierzadko byli to pozbawieni skrupułów, lojalni agenci UB, czasem jednak złamani, nieszczęśliwi ludzie —jak choćby Mira Szajnert grana przez Annę Romanowską.
W przesłuchaniach nie chodziło tylko ofizyczne znęcanie się nad ofiarą iwydobycie zniej najbardziej groteskowych zeznań. Ważne było również jej upokorzenie, odczłowieczenie, złamanie osobowości ipoczucia własnej godności. Dlatego kobietom kazano rozbierać się do naga przed obcymi, więźniów lżono iwyzywano. Gwałt na intymności mógł być równie głęboko przeżywany, jak bicie.
Ciekawym zpunktu widzenia historycznego wątkiem pobocznym filmu jest historia młodej komunistki, która —choć zamknięta wwięzieniu —nadal wierzy wideę iza wszelką cenę próbuje —dialektycznie, po marksistowsku —bronić swoich oprawców. Jej los unaocznia odwieczną prawdę, że rewolucja zjada własne dzieci. Komuniści walczyli bowiem nie tylko ze społeczeństwem, ale iz sobą.
W powojennej Polsce doszło do swoistego dualizmu władzy. Oprymat walczyli Bolesław Bierut, oficjalnie przewodniczący Krajowej Rady Narodowej, iWładysław Gomułka, Isekretarz Polskiej Partii Robotniczej. Ostatecznie Stalin —bo to on rozdawał karty —postawił na Bieruta. Od 1948 r. Gomułka stopniowo tracił wpływy iznacznie, aw 1951 r. został uwięziony iwykluczony zpartii (jak wiadomo, powrócił do władzy wpaździerniku 1956 r.). Ichoć wjego wypadku odsunięcie od władzy przebiegło wyjątkowo łagodnie, towarzyszące jednowładztwu Bieruta czystki polityczne uderzyły wdawnych sojuszników Gomułki, atakże wwyimaginowanych „wrogów wewnętrznych” wPolskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (powstałej wgrudniu 1948 r. zpołączenia PPR iPPS). Symbolem tych czystek jest chociażby tzw. proces generałów z1951 r. Wsamym wojsku wlatach 1950–1951 usunięto około 9tysięcy oficerów. Ofiarami czystek iabsurdalnych oskarżeń (głównie oszpiegostwo albo np. o„odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne”) padali nierzadko ideowi marksiści, zprzekonaniem budujący „ludową” Polskę.
Jak wspomniano, Antonina Dziwisz została posądzona owspółpracę zwywiadem, akonkretnie ze służbami amerykańskimi. Wlatach 1949–1955 służba kontrwywiadu wramach MBP aresztowała pod zarzutem szpiegostwa aż 1495 kobiet imężczyzn. 134 osoby zostały przerzucone zzagranicy, resztę zachodnie służby specjalne miały zwerbować wkraju. Według innych obliczeń kontrwywiadu wlatach 1952–1956 zinspiracji tego pionu aresztowano wsumie 902 osoby podejrzewane odziałalność szpiegowską na rzecz obcych wywiadów. 101 agentów miało przybyć zzagranicy, reszta działała stale na terenie Polski. 626 zatrzymanych pracowało wramach 40 siatek szpiegowskich, pozostali funkcjonowali indywidualnie. Największym „pracodawcą” miał być właśnie wywiad amerykański (320 agentów, 10 siatek) ibrytyjski (314 agentów, aż 19 siatek), anastępnie zachodnioniemiecki (147 agentów, 6siatek), francuski (67 agentów, 5siatek) oraz pozostałe służby zachodnie (54 osoby działające indywidualnie).
Najważniejsze wtych zestawieniach jest jednak to, że wtym czasie zarzut szpiegostwa był zreguły jedynie pretekstem do rozprawienia się zprzeciwnikami politycznymi czy osobami uznanymi za wrogie. Dla tego okresu bardzo trudno odróżnić „normalną” pracę operacyjną służb, nastawionych na wykrywanie zagrożeń zzewnątrz, od działań stricte ideologicznych. Na pewno ideologia miała przewagę nad logiką, oczym wbrutalny sposób przekonała się Antonina Dziwisz.
„Zgadnij kotku, co mam wśrodku…” —wolna dusza wzniewolonych czasach stalinizmu
Metoda Jandy
„Dzisiaj nie umiałabym zagrać tak jak w»Przesłuchaniu». To co tam gram, wykracza poza sprawność zawodową, apodobnego stanu emocjonalnego teraz bym wsobie chyba nie znalazła. Chciałam, żeby wroli Toni znalazło się wszystko, co wiem otym strasznym systemie, co wobec niego czuję. Miał to być film dla ludzi młodych, dlatego uważałam, że tamta dziewczyna musi mieć cechy mi bliskie. Wyposażyłam ją wreakcje, które mogłyby podobać się młodym” [1].
Nie byłoby „Przesłuchania” bez bezprecedensowej whistorii kina polskiego roli Krystyny Jandy, która na czas powstawania filmu stała się (sic!) Antoniną Dziwisz, bohaterką, wktórej rolę się wcielała. Identyfikacja zodgrywaną postacią wtym przypadku nie była czymś zwyczajnym, znanym zrozbudowanych koncepcji gry aktorskiej, wywodzącej się zsystemu opracowanego przez Konstantego Stanisławskiego dla potrzeb teatralnych adaptacji dramatów Czechowa czy Metody opartej na tymże systemie przetransponowanej na grunt kina przez Lee Strasberga, Stellę Adler, Roberta Lewisa iStanford Meisner. Zapewne ten sposób gry aktorskiej był Jandzie znany zwcześniejszych doświadczeń (czerpanych zobserwacji amerykańskich mistrzów), atakże ze współpracy zAndrzejem Wajdą, choćby przy „Człowieku zmarmuru” (1976). Metoda ta polegała na: „wykorzystaniu tzw. pamięci emocjonalnej isensomotorycznej, dzięki której kreowana postać stanowiła odbicie autentycznych przeżyć idoświadczeń aktora. Zwolennicy Metody akcentowali potrzebę pełnego utożsamienia się artysty zbohaterem ikreowania postaci raczej za pomocą ciała, gestu, mimiki iintonacji niż samego tekstu”. Dla fabuły: „kluczowe stały się ekspresyjne stany emocjonalne postaci, odczucie lęku ikwestionowanie spójnej tożsamości bohatera” [2].
W przypadku „Przesłuchania” to utożsamienie aktorki zpostacią było otyle silniejsze, że odnosiło się do określonych zbiorowych wyobrażeń wywodzących się zdoświadczeń Polaków wokresie powojennego stalinizmu oraz nastrojów wyrosłych na wydarzeniach poprzedzających wprowadzenie stanu wojennego. Aktorka miała poczucie misji, ba! wiedziała, że swoją rolą ma oddać nastroje większości środowiska artystycznego i„opozycyjnej” części społeczeństwa: „grałam to, co odczuwali wtedy wszyscy: nienawiść do systemu. Imarzenie ozwycięstwie” [3]. Agra ta była wyrazista, co dodatkowo podsycał naturalizm, na który wswej aktorskiej kreacji zdecydowała się Janda. „Nic w»Przesłuchaniu« nie jest udawane —wspomina aktorka. Kiedy rzucają mnie na podłogę celi —nikt mnie nie oszczędza; kiedy dostaję wtwarz —biją naprawdę; gdy polewają wodą —to ja stoję pod strumieniem zwęża, nie dublerka” [4]. Rezultat jest przerażający, bo taki był cel twórców. Przed widzem, wraz zrozwojem fabuły filmu, rysuje się obraz stopniowego fizycznego niszczenia bohaterki. Jest to świetnie widoczne dzięki wykorzystaniu planów bliskich izbliżeń, uwypuklających jej urodę iujawniających emocje. Sama aktorka tak wspomina okres zdjęciowy „Przesłuchania”: „równolegle z»Przesłuchaniem« grałam wfilmie francuskim, obok Lina Ventury, rolę eleganckiej kobiety. Kazali mi przyjeżdżać na dwa dni przed terminem, bo tyle trwało doprowadzenie mnie do normalnego wyglądu. Kosmetyczki, manikiurzystki, fryzjerka musiały nade mną ciężko pracować, żeby można mnie było pokazać na ich ekranie. Pytali: co ty tam grasz wtej Polsce, że tak wyglądasz? Aja odpowiadałam: taką jedną, co siedzi wwięzieniu. Oni na to: ale przecież grasz, nie siedzisz, więc dlaczego tak wyglądasz?” [5].
Wizerunek Toni-Krystyny sprzed aresztowania iprzemiany zachodzące potem wjej twarzy są świadectwem nie tylko fizycznego wyniszczenia, zmęczenia izałamania, ale także przemiany wewnętrznej, której podlega bohaterka „Przesłuchania”. Nie mam tu na myśli bynajmniej nabywania świadomości klasowej, októrej wgorzko-ironicznym tonie mówi expressis verbis. To raczej świadectwo uzyskania moralnej przewagi nad oprawcami, ujawniające jej ludzkie cechy wzdegradowanym środowisku warszawskiego więzienia na Rakowieckiej. Tadeusz Lubelski, odnosząc się do przemian zachodzących wpsychice Toni, pisze: „przemiana (…) przedostała się na ekran: Tonia zaczęła wygrywać, kiedy zorientowała się, że ma przewagę moralną nad swoimi oprawcami; ta świadomość zadecydowała ojej zwycięstwie” [6].
Dzięki takiej kreacji aktorskiej, zarówno pod względem estetycznym jak imoralno-etycznym, „Przesłuchanie” okazuje się historią bigger than life… Pomysły oraz zmiany, jakie Krystyna Janda wymusiła wscenariuszu, sprawiły, że film stał się nie tylko świadectwem historycznym, jak chciała podczas kolaudacji broniąca filmu profesor historii Maria Turlejska [7] (pamiętajmy, że postaci przesłuchujących mają swe rzeczywiste pierwowzory, ascenariusz został dobrze udokumentowany). Był też swoistym wyrazem tęsknoty dwóch pokoleń: powojennego, utożsamiającego się zideałami AK iopozycjonistów zokresu stanu wojennego. Tak we wspomnieniach pisze otym Krystyna Janda: „reżyser był moimi pomysłami przerażony. Za dużo wiedział, zlektur irodzinnych przekazów, jak podobne sprawy przebiegały naprawdę. Konsultantki, byłe więźniarki Rakowieckiej, potwierdzały, że nikt nie odważyłby się podobnie zachowywać wśledztwie. Ale ja czułam, że tego chcieliby ludzie na widowni. Pragnęli, by tak zachowywała się ich bohaterka” [8].
Skandale, kłamstwa ikasety wideo
„Pamiętam dokładnie: wiał leciutki wiatr; trzymałam wręku skąpaną wsłońcu kartkę iczytałam wszystkie te absurdalne, zionące nienawiścią słowa. Osobie, oswojej roli: Kim jest ta k… na ekranie? Co to za symbol pokolenia akowskiego?” [9].
„Przesłuchanie” rozwścieczyło obecnego na kolaudacji Isekretarza organizacji partyjnej filmowców Mieczysława Waśkowskiego, który —jak w„Historii kina polskiego” wspomina Lubelski —zaproponował „by sprawę odpowiedzialności za powstanie »Przesłuchania« omówić w»innym gronie«” [10]. Trudno przewidzieć, jak zakończyłby się pokaz kolaudacyjny, gdyby nie twarde stanowisko Andrzeja Wajdy, opiekuna artystycznego filmu (notabene niezaproszonego na kolaudację). Na szczęście nikt ztwórców nie przebywał na Rakowieckiej dłużej, niż trwał okres zdjęciowy do filmu. Stenogram zkolaudacji przeszedł do historii, aw okresie stanu wojennego krążył wodpisach jako swego rodzaju dokument mentalności ówczesnych sekretarzy icenzorów. Trafił też na Lazurowe Wybrzeże, gdzie Krystyna Janda kończyła właśnie zdjęcia do kolejnej międzynarodowej koprodukcji.
Kara dla twórców była jednak surowa. Zesłanie na półki urzędu cenzury prewencyjnej, na których leżał aż do 1989 roku. Jego powstanie było jedną zważniejszych przyczyn rozwiązania najbardziej opozycyjnego wówczas Zespołu Filmowego „X” (kierowanego przez Andrzeja Wajdę). Ztego powodu otrzymał zaszczytne wówczas miano: „najbardziej antykomunistycznego filmu wdziejach PRL” oraz „najsłynniejszego polskiego półkownika”. Bez wątpienia przyczyniła się do tego tematyka filmu, odsłaniająca działania prowadzenia stalinowskich procesów, zgodnie zmaksymą ówczesnego prokuratora Andrieja Wyszynskiego: „Dajcie mi człowieka, aparagraf się znajdzie”. Po raz pierwszy wdziejach kinematografii została zilustrowana wsposób tak wyrazisty ibezpośredni. Nie bez znaczenia był też budujący wydźwięk filmu, ukazujący zwycięstwo moralne nad ówczesnym systemem bezwzględnej władzy. Wkońcu niewygodna była także sama bohaterka, niezaangażowana politycznie, trzpiotka-płotka-plotka, młoda artystka sceniczna, która, przetrwawszy wojnę, próbowała normalnie żyć wnienormalnej przecież rzeczywistości. Daleko jej do intelektualistki, polityka czy filozofa. Stanowiła zatem wyraźne przeciwieństwo ówczesnych „wrogów klasowych”, za jakich uznawano choćby przedwojennych oficerów. Wjej przypadku, okazało się, że zbrodniczy system dotyka wszystkich (winnych iniewinnych), anie tylko wrogów ojczyzny, jak chciała stalinowska propaganda. To spowodowało wściekłość również iopozycyjnych działaczy, którzy zpatosem podchodzili do powojennych losów żołnierzy Armii Krajowej, pytających, nie unikając wulgaryzmów, dlaczego bohaterką jest owa trzpiotka, anie zaangażowani oficerowie AK. Wykorzystanie takiej postaci do opowiedzenia dość uniwersalnej historii oraz jej zwycięstwo (przynajmniej moralne) raziło niektórych zwolenników systemu (panienka lekkich obyczajów zwyciężająca nad systemem!) ijego przeciwników (których zdaniem do poświęcenia na rzecz Sprawy gotowi byli tylko żołnierze, oficerowie, politycy, anie jakaś tam k…) [11].
Dla władzy niewygodne były też postaci oficerów przesłuchujących, szczególnie że ich postawy zostały ze sobą wwyraźny sposób zestawione. Major Kąpielowy, nazywany tak przez więźniów ze względu na szczególną sympatię do polewania ipodtapiania przesłuchiwanych wodą, to typ prymitywnego kata, bezdusznego urzędnika wykonującego swą pracę jak każdą inną czynność biurową. Na miejsce kaźni przychodzi zazwyczaj: „po cywilu”, przynosi drugie śniadanie, wścieka się, gdy kolejny długopis odmawia posłuszeństwa. Ten wizerunek nie tylko godzi wobraz ówczesnych służb mundurowych, ale iwe wszystkich urzędników na usługach systemu. Jego opanowanie, durna satysfakcja zspełnionego obowiązku składają się na mentalny wizerunek typowego ówczesnego urzędnika, który zupełnie bezmyślnie znęca się nad swoimi petentami —bez względu na to, czy do sprawowania nad nimi władzy uprawnia go mundur bezpieki, czy partyjna legitymacja gwarantująca zatrudnienie wjakimś urzędzie. Jego postawa nie byłaby tak wyrazista, gdyby nie kontrastowe zestawienie zTadeuszem Morawskim, ideowcem, który autentycznie wierzy wkomunizm. Nie bez znaczenia jest jego przeszłość, czyli pobyt wniemieckim obozie koncentracyjnym. On, niemal autentycznie wierząc wideę komunizmu, pragnie przemiany Toni. Metody jego działania, choć równie skandaliczne, nie wynikają ze służebnej postawy wobec systemu, lecz raczej zwiary wznaczenie, jakie ów system przynieść może wodbudowie wolnej (?) Polski. Jego postawę przychylni komunizmowi widzowie zapewne potrafią usprawiedliwić. Jednak jest ona także wyrazistym tłem dla bezmyślnego działania aparatczyków, którzy licznie zasilali szeregi bezpieki. Morawskiego, choć to wyjątek potwierdzający regułę, nikt nie możne obronić. Obaj, wraz zMajorem Kąpielowym, wywołują jedynie wściekłość, po jednej idrugiej stronie barykady politycznej.
Przed zniszczeniem (fizycznym) filmu uratowały „Przesłuchanie” nielegalne kopie wideo, które udało się Bugajskiemu stworzyć podczas roboczych spotkań, zresztą gromadzących wtedy dość szeroką publiczność. Lata 80. wPolsce to czas rozkwitu kultury wideo. Nielegalnie kopiowane filmy, szczególnie drugoklasowe produkcje zAmeryki, święciły triumfy popularności wśród odbiorców zachłyśniętych zachodnim repertuarem. Jednak wtym obiegu krążyło także „Przesłuchanie”. Na tych projekcjach wdomowych zaciszach gromadziły się środowiska opozycyjne, odbierając film jako swoisty manifest wolności. Podobno organizowano też specjalne pokazy wsalach katechetycznych przy kościołach. Dzięki temu, zanim film pojawił się na wielkim ekranie, miał już pierwsze życie, wypracowane wobiegu nieoficjalnym. To zaś, jeszcze przed kinową premierą, uczyniło zniego dzieło-symbol.
Oczywiście trudno ocenić tragizm konsekwencji przetrzymania filmu na półce. Jednak wkrótce po uwolnieniu w1989 roku „Przesłuchanie” zostało doceniono przez polską publiczność ikrytykę filmową. Być może do popularności filmu przyczyniła się jego martyrologiczno-kombatancka legenda? Na Festiwalu Filmowym wGdyni wyróżniony został nagrodą jury ipubliczności w1989 roku; w1990 nagrodą specjalną jury dla reżysera, nagrodą za najlepszą rolę pierwszoplanową dla Krystyny Jandy, nagrodą za najlepszą rolę pierwszoplanową dla Janusza Gajosa, nagrodą za najlepszą drugoplanową rolę żeńską dla Anny Romantowskiej; aw 1989 roku także Złotą Palmą wCannes dla Krystyny Jandy jako najlepszej aktorki. Na początku lat 90., pomimo wielkiego sukcesu wCannes, „Przesłuchanie” nie spodobało się francuskiej publiczności, która odrzuciła je ze względu na zbytnią naiwność melodramatycznego związku więźniarki zoprawcą. Polacy, prawdopodobnie ze względu na zbyt traumatyczne wspomnienia zczasów komunizmu, właściwie powoli onim zapominają. Docenia go za to środowisko akademickie. Ciekawe, jak po latach, gdy przeleją się kolejne fale historii, będzie on na nowo (i czy wogóle?) postrzegany przez polską widownię?
Bibliografia
Ryszard Bugajski, „Jak powstało »Przesłuchanie«”, Warszawa 2010.
Krystyna Janda, Bożena Janicka, „Gwiazdy mają czerwone pazury”, Warszawa 2013.
Tadeusz Lubelski, „Historia kina polskiego. Twórcy, filmy, konteksty”, Katowice 2009.
Akademia Filmu Polskiego, fragmenty wykładów Tadeusza Szczepańskiego iPiotra Zwierzchowskiego dotyczące filmu „Przesłuchanie” wreż. Ryszarda Bugajskiego.
Przypisy
[1] Krystyna Janda, „Gwiazdy mają czerwone pazury”, Warszawa 2013, s. 67.
[2] „Historia kina”, tom 2, Kino klasyczne, red. naukowa: Tadeusz Lubelski, Iwona Sowińska, Rafał Syska, Kraków 2011, s. 828. Autorzy uzupełniają: „Ośrodkiem krzewienia Metody była szkoła teatralna Actors Studio, założona w1947 roku przez Elię Kazana, Cheryl Crawford oraz Roberta Lewisa, ikierowana od 1951 przez twórcę jej świetności Lee Strasberga. Aktorskie szlify uzyskali tu m.in. Marlon Brando, James Dean, Robert de Niro, Al Pacino, Warren Beatty, Natalie Wood iEllen Burstyn. Metoda zdecydowała ocharakterze amerykańskiego aktorstwa filmowego iteatralnego, zwłaszcza we wczesnych latach 50. oraz wdobie kontestacji”.
[3] Krystyna Janda, Bożena Janicka, „Gwiazdy mają czerwone pazury”, Warszawa 2013, s. 67.
[4] K. Janda, B. Janicka, op. cit., s. 66.
[6] Tadeusz Lubelski, „Historia kina polskiego. Twórcy, filmy, konteksty”, Katowice 2009, s. 447.
[8] K. Janda, B. Janicka, op. cit., s. 67.